Bilety, razem z jednym bagażem rejestrowanym na dwie osoby, udało się kupić za 110 zł na trasie Katowice-Stavanger-Katowice. Na początku miały lecieć 4 osoby, jednak dwie zrezygnowały na dzień przed wyjazdem, poleciałem zatem z Magdą, którą poznałem dopiero na lotnisku
;)
Wylot był 30 maja w czwartek o 21, więc pierwszą noc spędziliśmy na lotnisku, na 2 piętrze przy zamykanej na noc restauracji Pulpit Rock, na której naklejone były nasze dwa cele wycieczki - czyli Preikestolen oraz Kjerag. Pogoda zapowiadała się naprawdę dobrze, świeciło słońce i było prawie bezchmurne niebo. Z lotniska szybko złapaliśmy stopa do Forus, gdzie kupiliśmy butlę gazową w sklepie XXL ( cena 56 koron, czyli około 23 zł ). Kolejny stop poszedł równie szybko, miły pan podwiózł nas terenowym Pajero na drogę w stronę promu z Oesand ( Prom z Lauvvik do Oesand to koszt 12 zł ) Po 20 minutach znowu siedzieliśmy w aucie. Wszystko szło bardzo dobrze, na promie z kolei spotkaliśmy Polaków, którzy jechali na parking pod Preikestolen, pomimo, że byli w 7 osób, upchaliśmy się w małym vanie.
Wędrówkę zaczęliśmy około godziny 14. Pogoda była wyśmienita. Szlak jest trudny, nawet przy dobrej widoczności czasem można się zgubić. Po 3 godzinach wspinaczki dotarliśmy na miejsce i... zaparło nam dech w piersiach. Potężna skalna półka, stercząca 700 metrów nad taflą jeziora wygląda niesamowicie. Weszliśmy trochę wyżej, aby mieć lepsze widoki. Na górze posiedzieliśmy dwie godziny, mając w planach rozbicie się nieopodal. Namiot rozbiliśmy na jedynym wolnym, płaskim miejscu, z widokiem na góry i Morze Północne.
Preikestolen
Ci z lękiem wysokości niech nie patrzą
:P
Rozbijamy namiot, zbliża się mgła
Poranek przywitał nas... mgłą. Pogoda niestety tego dnia nie była najlepsza, dlatego postanowiliśmy udać się do Songesand, aby stamtąd zacząć wędrówkę do Lysebotn. Niestety okazało się, że w sobotę promy nie kursują i musimy czekać do 14:10 w niedzielę. Zaczęło jednak padać, więc postanowiliśmy poszukać garażu, żeby tam rozbić namiot - zawsze będzie sucho. W pierwszym gospodarstwie nam odmówiono, jednak w drugim gospodarz... zaprosił nas do domu! Powiedział, że mieszka tutaj sam i ma mnóstwo miejsca. Bardzo się ucieszył ( chyba jeszcze bardziej niż my ), bo miał okazję porozmawiać i kogoś gościć. W Norwegii prawie wszyscy mówią po angielsku, więc nie było problemów z komunikacją. Spytał się, czy jesteśmy głodni, po czym kazał nam przygotować posiłek
;) Wcieliłem się więc w rolę kucharza, smażąc kotlety, zapiekaną serowo-ziemniaczaną oraz gotując jakieś warzywa, udostępnione przez naszego dobroczyńcę. Potem przyszła pora na lody i truskawki. Długo siedzieliśmy w salonie, rozmawiając o wielu sprawach.
Stop do Tau
Nasz gospodarz
:)
Kolejny dzień niestety nie zapowiadał się optymistycznie, bowiem lało okrutnie. Na szczęście gospodarz zgodził się, żebyśmy posiedzieli u niego, czekając na prom, a wręcz nawet zachęcał, żeby zostać jeszcze jeden dzień. Prom przybył punktualnie, rejs trwał 25 min i kosztował na głowę 58 koron. W Songesand deszcz zmalał, aż całkiem przestał padać. Rozpoczęliśmy wędrówkę do Lysebotn, bardzo rzadko uczęszczanym szlakiem. Po drodze, w ostatniej farmie, spotkaliśmy człowieka, który wytłumaczył nam trasę oraz powiedział, ze noc powinniśmy spędzić w górskiej chatce, czyli Cabin, bardzo popularnym systemie domków w Norwegi dla turystów. Nocleg był płatny 300 koron, jednak powiedział nam, że jeżeli nie mamy tyle pieniędzy ( no bo przecież z Polski jesteśmy
:P ) to możemy tam zostać za darmo. Chatka okazała się być dużym, świetnie utrzymanym drewnianym domem. W środku można było znaleźć wszystko, łącznie z kuchnią, kominkiem i wygodnymi łóżkami do spania. Prawdziwa, górska chata tylko dla siebie. Z pobliskiego strumyka pobierało się wiadrem wodę, drewno trzeba było porąbać i napalić w kominku. Klimat był tak świetny, że nie chciało się spać, postanowiłem poczekać aż się zrobi ciemno, jednak w Norwegii to nie takie łatwe - o 24 robi się szaro, trwa to do 3 w nocy i wychodzi znowu słońce - także w czerwcu ciemnej nocy tam nie zaznacie. Przy świecach czytałem stare księgi gości z wpisami ludzi z całego świata.
Nasz domek
:)
Wpis pamiątkowy
Stare pamiętniki
Poniedziałek przywitał nas słońcem. Tak, ponowie pogoda się poprawiła, co w Norwegii jest naprawdę rzadkością! Od 8 rano rozpoczęliśmy długą wędrówkę szlakiem. Droga była piękna, ale bardzo łatwo było się zgubić - kilkukrotnie znikał nam szlak. Teren nie był łatwy, początkowo przedzieraliśmy się przez podmokłe łąki, dlatego dobre buty z GoreTexem to podstawa podczas wyjazdu do Norwegii. Szliśmy praktycznie cały dzień, ostatni odcinek zamkniętą, asfaltową drogą wzdłuż fjordu. W Lysebotn złapaliśmy stopa na samą górę pod restaurację, gdzie zaczyna się na Kjerag, słynny kamień zaklinowany pomiędzy skałami. Z racji bardzo dobrej pogody postanowiliśmy jeszcze tego samego dnia tam dotrzeć, co oznaczało długą wędrówkę. Droga była bardzo trudna, często poprowadzona łańcuchami, momentami trzeba było się zwyczajnie wspinać po pionowych skałach, szukać obejść wzdłuż szczelin czy też maszerować po śniegu. Na Kjeragu zameldowaliśmy około godziny 20. Kamień nie jest zbyt duży, jednak musiałem na nim stanąć - to przecież jeden z celów wyjazdu. Zawieszony jest 1000 metrów na ziemią, więc chociaż lot miałbym długi
:) Z kamienia było widać w oddali skalną półkę, z której skakali Base jumperzy oraz Dream jumperzy - postanowiliśmy się do nich udać, gdzieś bowiem trzeba było rozbić namiot. Jaka była nasza radość, gdy okazało się, że to ekipa z Polski! Szybko poznaliśmy kilka osób, nie musieliśmy nawet rozbijać namiotu, bo 3 osoby schodziły o północy na dół i mogliśmy zająć ich namiot.
super relacja i super wyprawa. Ja niedawno tez byłam w Norwegii ale tylko na 2 dni i w sumie niewiele z tego pięknego krajobrazu widziałam bo było pochmurno ...
Zabojcza relacja! Dzieki, super sie czytalo.Mam pytanie co do Prekestolenu. Jedziemy tam wlasciwie jutro. Jak wyglada sprawa obuwia. Konieczne jest jakies grube, wysokie, nieprzemakajace buty? Chodzi o to ze pierwszego dnia bedziemy chodzic po calym Stavanger, troche kilometrow sie zrobi, totez wolalbym w czyms bardzo wygodnym. Raczej obuwie sportowe odpada, ale pytam o dosyc gorskie, niskie buty do kostki (wiem w gorach zawsze powinno byc powyzej). Czy jest duzo miejsc,gdzie potrzebna jest porzadna przyczepnosc i dobra ochrona przed wilgotnoscia?Moglbys zdradzic gdzie ten slackline, bo wyglada jakby na stale przymocowany
:)Pozdrawiam
;)
"Wszystko szło bardzo dobrze, na promie z kolei spotkaliśmy Polaków, którzy jechali na parking pod Preikestolen, pomimo, że byli w 7 osób, upchaliśmy się w małym vanie."To my was zabraliśmy
;-)Nasze zdjęcia możecie zobaczyć na mojej stronie: http://www.stronagerbera.plW sumie byliśmy w tych samych miejscach
;-)
Rewelacyjna relacja
:D sam byłem w Preikestolen niespełna 2 tygodnie temu, ale Ty swoim wyjazdem mój bijesz na głowę (relację napiszę w wolnej chwili)
;) teraz muszę koniecznie zdobyć Kjerag
:D powiedz mi jakim aparatem robione były zdjęcia?
miki3475 napisał:Zabojcza relacja! Dzieki, super sie czytalo.Mam pytanie co do Prekestolenu. Jedziemy tam wlasciwie jutro. Jak wyglada sprawa obuwia. Konieczne jest jakies grube, wysokie, nieprzemakajace buty? Chodzi o to ze pierwszego dnia bedziemy chodzic po calym Stavanger, troche kilometrow sie zrobi, totez wolalbym w czyms bardzo wygodnym. Raczej obuwie sportowe odpada, ale pytam o dosyc gorskie, niskie buty do kostki (wiem w gorach zawsze powinno byc powyzej). Czy jest duzo miejsc,gdzie potrzebna jest porzadna przyczepnosc i dobra ochrona przed wilgotnoscia?Moglbys zdradzic gdzie ten slackline, bo wyglada jakby na stale przymocowany
:)Pozdrawiam
;)Widzę że nie próżnujesz
:lol: A co do meritum - super wyprawa i relacja
:)
miki3475 napisał:Mam pytanie co do Prekestolenu. Jedziemy tam wlasciwie jutro. Jak wyglada sprawa obuwia. Konieczne jest jakies grube, wysokie, nieprzemakajace buty? Chodzi o to ze pierwszego dnia bedziemy chodzic po calym Stavanger, troche kilometrow sie zrobi, totez wolalbym w czyms bardzo wygodnym. Raczej obuwie sportowe odpada, ale pytam o dosyc gorskie, niskie buty do kostki (wiem w gorach zawsze powinno byc powyzej). Czy jest duzo miejsc,gdzie potrzebna jest porzadna przyczepnosc i dobra ochrona przed wilgotnoscia?Mam podobna sytuacje, wiec podbijam pytanie
;)
Bardzo ładna relacja, i przydatna. Wybieram się w sierpniu lub wrześniu (na samym początku).Planuję bardzo podobną trasę: lotnisko - XXL - Preikestolen - Kjerag. Trochę z buta trochę promem i stopem/autobusem.Dla organizujących podróże po Norwegii polecam mape: http://ut.no/map/page/maptool/15136?zoo ... 9277343750Dla okolic Stavanger poleciłbym również przewodnik: http://www.e-pages.dk/visitnorway/401/50
na Preikestolen wyjdzie sie spokojnie bez zadnych specjalnych butow, wiadomo ze fajnie i wygodnie w gorskich (przynajmniej ja lubie) ale i w adidasach tez da rade.No chyba ze jest snieg.Istotne zeby sie dobrze skaly trzymaly (a juz na Kjerag szczegolnie).
Powtarzać się będę po innych, ale świetna relacja
:) Widoki rewelacyjne, a zaskoczyło mnie na plus zachowanie Norwegów, ich gościnność i otwartość. Super
:D
Już odpowiadam na pytania
:)Sprzęt to Nikon D80 +Nikkor AF-S DX 18-70 mm f/3.5-4.5 IF-ED + filtr polaryzacyjny Hoya. Co do szlaku na Preikestolen - w adidaskach dacie radę, ale są momenty, gdzie bardzo przydają się dobre buty trekingowe - często jest mokro i buty się zamoczą. Szlak na Kjerag jest wg mnie o wiele trudniejszy, zwłaszcza gdy chce się iść do miejsca skąd skaczą Basowcy, więc tam bym radził porządne obuwie trzymające kostkę i dobrze radzące sobie na mokrych skałach, więc najlepiej podeszwa Vibram. Jeżeli chodzi o szlak Songesand-Lysebotn to obowiązkowo Goretex - tam się chodzi po mokradłach
;)Gerber - Hehe, dzięki raz jeszcze, chyba dzięki Wam tak sprawnie udało się dotrzeć na Preikestolen, bo na drugi dzień już pogoda się popsuła. Przeglądam Waszą stronkę i jestem pod mocnym wrażeniem, mam nadzieję, że moja też tak kiedyś będzie wyglądać
:)
A, gdy ktoś chciał to posiadam również zdjęcia mapy turystycznej Lysefjord. W Norwegii takowa kosztuej 60 zł, więc ja używałem tej na monitorze aparatu
;)
Bylam dzien po Tobie na Preikestolen i pogoda byla wlasnie do niczego. Niskie chmury od poludnia w sobote, a w niedziele deszcz. Nie zobaczylam nic z gory poza chmurami. Autostopowicz, ktorego zabralam, mowil mi o polskich base jumperach. Bede musiala skoczyc sobie jeszcze raz na weekend, kupujac bilet na samolot w ostatniej chwili.
Witam wszystkich na forum, Świetna relacja! Również planuję wyprawę nad Lysefjord, jak długo zajęło wam pokonanie trasy Songesand-Kjerag? Ta chatka, w której spaliście to Songedalen? Pytam, ponieważ chciałbym oszacować czas wędrówki z Preikestolen na Kjerag. Z góry dziękuje za odpowiedź.Pozdrawiam Maciejmój mail: maciej124@gmail.com
Tak, to ta chatka. Od tej chatki na Kjerag był cały dzień marszu - wyruszyliśmy o 8, na Kjeragu stanęliśmy około godziny 20. Z przystani Songesand do chatki są około 2,5 drogi.
hej
:)W przyszlym tygodniu chce z koleżanką zrobić podobną trase jak wy. Mam pytanie skąd wy wsiadaliście na prom do songesand? Z pod preikestolen? Czy bedąc w Songesand widziałeś może promy kursujące do Lysenbont? Szukam w internecie czy istnieje takie połączenie ale niestety nie moge znaleć. Byłaby szansa żebyś wysłał mi mapy które miałeś na aparacie?
:)
Jakby się ktoś wybierał na Trolltungę to służę pomocą.Relacje z podróży można znaleźć na moim blogu, w zakładce po prawej stronie pt. "Zimny kraj, zimne dziewczyny czyli .... Welcome to Norway"PozdrawiamJareckiwww.rosczak.blogspot.com
van napisał:W drodze powrotnej przyszła pora na największą atrakcję, kamień Kjeragboltenmam pytanie, które może zostać uznane za dziwne;) ale jak dużo adrenaliny przysparza wejście na kamień?
:) I czy trzeba stosować jakieś specjalne techniki, żeby się na niego dostać? na czworakach, o tyczce czy wystarczy zwykły krok i zatrzymanie bicia serca ?
;)PS. fajny wyjazd i relacja!
CześćSorki że odkopuje stary temat ale chciałym sie dowiedzieć jak wygląda sprawa z przemieszczeniem sie z Preikistolen do Kjerag. Czy jest jakiś szlak miedzy tymi miejscami do przebycia droga ladowa, czy trzeba plynac promem. Za kazda informacje bede dozgonnie wdzieczny
:DPozdrawiam
W grę wchodzi tylko wędrówka pisza , właśnie bezpośrednio z prekistolen do kjerag. Mógłbyś mi opisać jak wygląda ta trasa albo odesłać do jakiegoś źródła, bo za cholerę nie mogę znaleźć informacji na ten temat
Bilety, razem z jednym bagażem rejestrowanym na dwie osoby, udało się kupić za 110 zł na trasie Katowice-Stavanger-Katowice. Na początku miały lecieć 4 osoby, jednak dwie zrezygnowały na dzień przed wyjazdem, poleciałem zatem z Magdą, którą poznałem dopiero na lotnisku ;)
Wylot był 30 maja w czwartek o 21, więc pierwszą noc spędziliśmy na lotnisku, na 2 piętrze przy zamykanej na noc restauracji Pulpit Rock, na której naklejone były nasze dwa cele wycieczki - czyli Preikestolen oraz Kjerag. Pogoda zapowiadała się naprawdę dobrze, świeciło słońce i było prawie bezchmurne niebo. Z lotniska szybko złapaliśmy stopa do Forus, gdzie kupiliśmy butlę gazową w sklepie XXL ( cena 56 koron, czyli około 23 zł ). Kolejny stop poszedł równie szybko, miły pan podwiózł nas terenowym Pajero na drogę w stronę promu z Oesand ( Prom z Lauvvik do Oesand to koszt 12 zł ) Po 20 minutach znowu siedzieliśmy w aucie. Wszystko szło bardzo dobrze, na promie z kolei spotkaliśmy Polaków, którzy jechali na parking pod Preikestolen, pomimo, że byli w 7 osób, upchaliśmy się w małym vanie.
Wędrówkę zaczęliśmy około godziny 14. Pogoda była wyśmienita. Szlak jest trudny, nawet przy dobrej widoczności czasem można się zgubić. Po 3 godzinach wspinaczki dotarliśmy na miejsce i... zaparło nam dech w piersiach. Potężna skalna półka, stercząca 700 metrów nad taflą jeziora wygląda niesamowicie. Weszliśmy trochę wyżej, aby mieć lepsze widoki. Na górze posiedzieliśmy dwie godziny, mając w planach rozbicie się nieopodal. Namiot rozbiliśmy na jedynym wolnym, płaskim miejscu, z widokiem na góry i Morze Północne.
Preikestolen
Ci z lękiem wysokości niech nie patrzą :P
Rozbijamy namiot, zbliża się mgła
Poranek przywitał nas... mgłą. Pogoda niestety tego dnia nie była najlepsza, dlatego postanowiliśmy udać się do Songesand, aby stamtąd zacząć wędrówkę do Lysebotn. Niestety okazało się, że w sobotę promy nie kursują i musimy czekać do 14:10 w niedzielę. Zaczęło jednak padać, więc postanowiliśmy poszukać garażu, żeby tam rozbić namiot - zawsze będzie sucho. W pierwszym gospodarstwie nam odmówiono, jednak w drugim gospodarz... zaprosił nas do domu! Powiedział, że mieszka tutaj sam i ma mnóstwo miejsca. Bardzo się ucieszył ( chyba jeszcze bardziej niż my ), bo miał okazję porozmawiać i kogoś gościć. W Norwegii prawie wszyscy mówią po angielsku, więc nie było problemów z komunikacją. Spytał się, czy jesteśmy głodni, po czym kazał nam przygotować posiłek ;) Wcieliłem się więc w rolę kucharza, smażąc kotlety, zapiekaną serowo-ziemniaczaną oraz gotując jakieś warzywa, udostępnione przez naszego dobroczyńcę. Potem przyszła pora na lody i truskawki. Długo siedzieliśmy w salonie, rozmawiając o wielu sprawach.
Stop do Tau
Nasz gospodarz :)
Kolejny dzień niestety nie zapowiadał się optymistycznie, bowiem lało okrutnie. Na szczęście gospodarz zgodził się, żebyśmy posiedzieli u niego, czekając na prom, a wręcz nawet zachęcał, żeby zostać jeszcze jeden dzień. Prom przybył punktualnie, rejs trwał 25 min i kosztował na głowę 58 koron. W Songesand deszcz zmalał, aż całkiem przestał padać. Rozpoczęliśmy wędrówkę do Lysebotn, bardzo rzadko uczęszczanym szlakiem. Po drodze, w ostatniej farmie, spotkaliśmy człowieka, który wytłumaczył nam trasę oraz powiedział, ze noc powinniśmy spędzić w górskiej chatce, czyli Cabin, bardzo popularnym systemie domków w Norwegi dla turystów. Nocleg był płatny 300 koron, jednak powiedział nam, że jeżeli nie mamy tyle pieniędzy ( no bo przecież z Polski jesteśmy :P ) to możemy tam zostać za darmo.
Chatka okazała się być dużym, świetnie utrzymanym drewnianym domem. W środku można było znaleźć wszystko, łącznie z kuchnią, kominkiem i wygodnymi łóżkami do spania. Prawdziwa, górska chata tylko dla siebie. Z pobliskiego strumyka pobierało się wiadrem wodę, drewno trzeba było porąbać i napalić w kominku. Klimat był tak świetny, że nie chciało się spać, postanowiłem poczekać aż się zrobi ciemno, jednak w Norwegii to nie takie łatwe - o 24 robi się szaro, trwa to do 3 w nocy i wychodzi znowu słońce - także w czerwcu ciemnej nocy tam nie zaznacie. Przy świecach czytałem stare księgi gości z wpisami ludzi z całego świata.
Nasz domek :)
Wpis pamiątkowy
Stare pamiętniki
Poniedziałek przywitał nas słońcem. Tak, ponowie pogoda się poprawiła, co w Norwegii jest naprawdę rzadkością! Od 8 rano rozpoczęliśmy długą wędrówkę szlakiem. Droga była piękna, ale bardzo łatwo było się zgubić - kilkukrotnie znikał nam szlak. Teren nie był łatwy, początkowo przedzieraliśmy się przez podmokłe łąki, dlatego dobre buty z GoreTexem to podstawa podczas wyjazdu do Norwegii. Szliśmy praktycznie cały dzień, ostatni odcinek zamkniętą, asfaltową drogą wzdłuż fjordu. W Lysebotn złapaliśmy stopa na samą górę pod restaurację, gdzie zaczyna się na Kjerag, słynny kamień zaklinowany pomiędzy skałami. Z racji bardzo dobrej pogody postanowiliśmy jeszcze tego samego dnia tam dotrzeć, co oznaczało długą wędrówkę. Droga była bardzo trudna, często poprowadzona łańcuchami, momentami trzeba było się zwyczajnie wspinać po pionowych skałach, szukać obejść wzdłuż szczelin czy też maszerować po śniegu. Na Kjeragu zameldowaliśmy około godziny 20. Kamień nie jest zbyt duży, jednak musiałem na nim stanąć - to przecież jeden z celów wyjazdu. Zawieszony jest 1000 metrów na ziemią, więc chociaż lot miałbym długi :)
Z kamienia było widać w oddali skalną półkę, z której skakali Base jumperzy oraz Dream jumperzy - postanowiliśmy się do nich udać, gdzieś bowiem trzeba było rozbić namiot.
Jaka była nasza radość, gdy okazało się, że to ekipa z Polski! Szybko poznaliśmy kilka osób, nie musieliśmy nawet rozbijać namiotu, bo 3 osoby schodziły o północy na dół i mogliśmy zająć ich namiot.
Szlak do Lysebotn
Czasami trzeba było przeprawiać się przez rzeczki
Jak w bajce :)
Stara, zarośnięta mchem droga w górach
Stop z Litwinami w 6 osób ;)
Początek szlaku na Kjerag
Jak w Alpach :)
Szlak zaczyna się przy tej restauracji
I do łatwych nie należy
Raj :)